Haiku to krótka forma literacka, wywodząca się z poezji japońskiej. Składa się ona z 17 sylab i trzech wersów, które zawierają najczęściej refleksje o życiu, czasie czy przemijaniu. O ile w kulturze japońskiej dominują przemyślenia dotyczące natury, to w zachodnich haiku najczęstszymi motywami są miasto, człowiek i społeczeństwo.
Głównym zamierzeniem konkursu Haiku dla Warszawy była popularyzacja poezji wśród mieszkańców stolicy i odwiedzających ją osób. Organizatorzy zaprosili wszystkich do wyrażenia w formie wiersza swoich uczuć i opinii związanych z miastem - chodziło przede wszystkim o oddanie emocji.
- Do wzięcia udziału w konkursie namówiła mnie mama - mówi Martyna Miernecka. - W zasadzie była to moja pierwsza tego rodzaju próba literacka. Wcześniej pisałam prozę i zajmowałam się publicystyką, publikując teksty w gazetce gimnazjalnej.
Mieszkanka Piaseczna, zainspirowana tematem konkursu, specjalnie na niego przygotowała dziewięć różnych haiku, w tym trzy w języku angielskim. Ku zaskoczeniu laureatki, przez jury doceniony został akurat ten wiersz, który nie traktował bezpośrednio o stolicy: „still in a doorway/undecided what to do/so perfectly lost”, co w tłumaczeniu British Council znaczy „stoję w progu wciąż/nie wiedząc, co mam robić/doskonale zagubiona”.
- Pisząc akurat to haiku, nie myślałam o Warszawie - przyznaje Martyna. - Wiersz wyraża niezdecydowanie i wahanie się, choć oczywiście dopuszczalna jest dowolność interpretacji.
Oprócz ekspozycji na metrze Wilanowska Martyna otrzymała również nagrodę rzeczową w postaci czterech książek ufundowanych przez Instytut Książki. Do wyróżnionej autorki odezwała się także jedna z redaktorek pisma „Res Publica Nowa”, która poprosiła ją o wykorzystanie tekstu w jednej ze swoich publikacji. Martyna chciałaby zajmować się w przyszłości pisaniem zawodowo (choć raczej prozy), zaś nagroda w konkursie jest pewną formą potwierdzenia jej talentu.
- Cały czas szkolę swój warsztat, ale pomimo mojego ukierunkowania humanistycznego, nie spodziewałam się sukcesu - stwierdza dziewczyna. - Wielu dawnych znajomych zobaczyło moje nazwisko w metrze i odezwało się z gratulacjami. Okazało się, że ludzie zwracają jednak uwagę na takie rzeczy.
Grzegorz Tylec
żródło: www.kurierpoludniowy.pl
|